Księżyc objął wartę nad światem, nocna płachta przykryła niebo, cisza rozpoczyna swe przedstawienie. Dalekie światło latarni wkrada się przez okno do pokoju. Myśli tną mój umysł jak żyletka, sen dziś nie nadejdzie szybko. W głowie rozbrzmiewają wspomnienia minionych dni.
Słowa wypełniają mnie, ekstaza pisania-wena.
***
Kraków, słońce zagościło w pełni, lejący się żar z nieba doprowadzał do obłędu. Mknąc przez zabytkowe miasto, szukałem uroczej włoskiej restauracji na Kazimierzu, to właśnie tam pamiętnego dnia miałem spotkać się z moją bratnią duszą Charlotte.
Rozmowy niemające końca, wspomnienia jak błysk flesza, wciągane z przeszłości. Nim spostrzegliśmy, że słońce ustąpiło księżycowi, a kolejny dzban wina stoi pusty, postanowiliśmy spędzisz wieczór, oddając się nocnemu życiu w szponach rozpustnych klubów.
Charlotta pokazywała mi gamę możliwości Krakowa, a gdy nad ranem zatrzymaliśmy się w jednym z tych urokliwych miejsc. Zaabsorbowany rozmowami przekroczyłem próg jednego z klubów, moim oczom w pierwszej chwili ukazał się przystojny mężczyzna , powietrze zawisło w miejscu, czas spowolnił, wydawał się tak daleko, jakbym obserwował go z perspektywy widza dalekich rzędów w jednej z operowych sal.
Moje oczy wodziły za jego ruchami, od razu pomyślałem, że jest zajęty, gdy nasze spojrzenia postanowiły się w końcu odnaleźć. Zgodnie z oczekiwaniami, te oczy powiodły mnie w otchłań, spadałem, nie czując gruntu, ani nadziei na jego odnalezienie.
Wysłał mi łobuzerski uśmiech, tanecznym krokiem zbliżając się do nas. Z uśmiechem mówię swoje imię i słyszę Twój głos – wyraźniejszy od muzyki i panującego wewnątrz charakterystycznego zgiełku, cała ciemność klubowego klimatu znika.
Znikając na parkiecie, każdy nasz dotyk, elektryzował powietrze, jakbyśmy byli pasującymi puzzlami. Flirt-bezlitosna gra, w którą zgrabnie porywasz, sprawiłeś, że mój świat zwariował. Namiętne pocałunki, uderzenie, iskrzenie. Parkiet, ludzie wokół, znajomi, ale nie widzę nic poza Twoimi oczami, ich błyskiem i spojrzeniami na mnie.
Jesteśmy niczym ogień w ciemności, niczym błyskawica i piorun, które czynią burzę.
Tej nocy jesteś mignięciem światła w ciemności, należymy do siebie. Cóż za okrutne słowa wypowiedziałeś- że nigdy nie czułeś podobnie.
Mój zdrowy rozsądek został za drzwiami, nie mogę znaleźć klucza…
I nie ma na świecie piosenki, wiersza, czy tekstu, którym wyrażę, jaki czułem się wtedy wyjątkowy. Moje stare zniszczone sny zniknęły, dałeś mi wiarę, marzenia, zburzyłeś mój mur przed emocjami. Tamtej nocy była to pokerowa stawka, postawiłem wszystko na jedną karę.
***
Popołudniowe światło wkradło się przez szpary do sypialni, budząc mnie. Migrena i wirujący świat od wypitych drinków dał się we znaki, próbując rychło wyrwać z łóżka. Rozglądam się po sypialni, czuje twoje perfumy, czuję Cię krążącego w moich żyłach, a może czuje zapach pieczonych naleśników? W głowie rozbrzmiewa Twój głos i słodkie „dzień dobry”…
Nie przestajesz prowokować, komplementować, traktować jak prywatny ósmy kolor tęczy.
Wcinając wspólne śniadanie, popijam kawę, zachwycając się Twoim uśmiechem.
W ciszy jednak zacząłem rozmyślać nad różowymi okularami.
Czy różowe okulary to słowo klucz w opisaniu tych emocji ?
Czy jeśli choć na chwilę czujemy się wyjątkowi, jednak nie warto ich założyć, by nabrać dystansu do szarości barw dnia codziennego?
***
Rozmyślając na temat “różowych okularów” od razu pomyślałem o optymistach i pesymistach, potem pomyślałem o najbardziej charakterystycznym przykładzie-różnic między nimi. Fakt, że pierwszy widzi szklankę do połowy pustą, drugi do połowy pełną. Z pozoru błahe porównanie, bo obaj żyją tak samo, lecz jeden smutniej, drugi weselej. Pytanie, jak ja żyję?
Od dziecka, byłem bardziej wrażliwy od moich rówieśników, od małego byłem optymistą, zawsze powtarzałem słowa Hanki Bielickiej, że jeśli możemy dać trochę optymizmu, radości innym musimy to robić, ponieważ ludzie mają zbyt wiele smutków, trosk życia codziennego i, mimo iż mój zdrowy optymizm nie przeszkodził osiągnąć w życiu wiele na różnych płaszczyznach życia. Czy to artystycznego, czy zawodowego, to zawsze od ludzi tych bardziej rozsądnych jak to ujmowali, słyszałem, że noszę maskę, że muszę zejść na ziemię, spojrzeć trzeźwym okiem na rzeczywistość, a tak naprawdę będąc optymistą nie traciłem rozsądku.
Przez lata zrozumiałem, że wiara w rozum, logikę i racjonalne podejście do rzeczywistości, to w dzisiejszym świecie wielkie zalety, idealne podejście do świata i życia, a najsmutniejszym scenariuszem jest fakt, że nawet dzieciom już zabrania się zakładać różowe okulary, co czyni świat takim smutnym....
„Osoba o dojrzałej psychice szuka pozytywów w każdej sytuacji, ponieważ żadne doświadczenie nie jest całkowicie negatywne.”
Dean Koontz
Śmiało mogę stwierdzić, że optymistyczne myślenie, to radosne, zdrowe, życzliwe nastawienie do siebie samego, ale też innych ludzi, otoczenia.
To właśnie optymiści kreują swoje życie, poprzez marzenia, dążenie do swoich celów, napędzania się i odnajdywania pozytywnych stron we wszystkich porażkach, jakie doświadczają. Zamiast dołować się z upadku, weź z niego pouczającą lekcję – człowiek wszak całe życie się uczy.
Przecież optymista również może być też realistą – prawie.
Nie boję się stwierdzenia, iż moje szczęśliwe i udane życie jest uwarunkowane pozytywnym myśleniem, nastawieniem.
Hanka Bielicka od zawsze była dla mnie przykładem potęgi optymizmu, to dzięki niej oraz dzięki Katarzynie Pakosińskiej zrozumiałem, że warto kochać życie, być zawsze pogodnym i by nigdy nie oczekiwać na radość, bo jest to nierozsądne, są chwile, są momenty.
Jako optymista kocham życie, które mam, pikniki, kino, książki, sport, muzykę. Unikam lamentowania i wzdychania do rzeczy, na które nie mam wpływu, zawsze staram się być wesoły.
Bycie pesymistą choćby na moment to stracony dla mnie czas.
Optymizm jest dla mnie odwagą, pasją, entuzjazmem wiarą w powodzenie. Dzięki niemu łatwiej poznaje nowych ludzi, z sytuacji biorę inspirację, przeżywam chwile.
Pewnie sami znacie ze swojego otoczenia ludzi, którzy pomimo dostatku, zdrowia żyją w ciągłym niezadowoleniu, frustracji- pytanie, czy warto? Nieruchomo tkwić w marazmie martwych scen.
Optymizm jako lekarstwo na współczesną epidemię depresji, wszechobecnego wylewającego się smutku i niezadowolenia z siebie, świata. Jesteśmy atakowani z każdej strony: Prasa, bilbordy, TV, informacjami o wojnach, kataklizmach, bezrobociu, atakowani, że człowiek człowiekowi wilkiem, co sprawia, że trudniej nam patrzeć pozytywnie na świat. Brakuje nam wzorców, superbohaterów, współczesnego świata, idoli, którzy biorą odpowiedzialność za przekaz.
Optymistyczne myślenie to uwolnienie się o wewnętrznych przekonań, ograniczeń.
Przeczytałem, że optymiści żyją dłużej może i jest w tym ziarenko prawdy, bo nie jesteśmy w stanie oddzielić psychiki od ciała. Nasza psychika jak ciało może chorować, ciało jest odbiciem stanu naszej duszy.
Optymizm to mniej stresu, wiele negatywny uczuć, emocji takich jak agresja, lęk, złość czy frustracja w nadmiarze i przez dłuższy czas szkodzi, a są to cechy pesymistów.
Pesymizm to jasna, prosta ścieżka, porażki biorą bardzo do siebie, szukając jej przyczyny w swoich niedoskonałościach.
Proste równanie może wiele zmienić, otóż nie osiągniemy sukcesu, jeśli w niego nie wierzymy.
Myślę, że każdy z nas powinien zakładać różowe okulary, w wielu sytuacjach, wzrost optymizmu, może być wynikiem wielu sytuacji wewnętrznych, czy też zewnętrznych. Optymizm to energia konstruktywna, która jak lawina wyzwala wiele pozytywnych zmian i mając tę pogodę ducha, warto dzielić się z innymi. Wielu myśli, że optymizm to tendencja do podejmowania ryzyka, czy też nierozsądek i łatwość podejmowania nieprzemyślanych decyzji.
Jako optymista nie potwierdzam tezy Wertera, że „optymizm to obłęd dowodzenia, że wszystko jest dobrze, kiedy nam się źle dzieje”. Dorosłość dojrzała postawa wobec siebie i świata, przy czym też harmonijna równowaga, odpowiednie reagowanie na to, co przynosi nam życie równie wewnętrzne, to prawdziwy optymizm, którym warto zarażać innych.
***
Tych kilka dni w Krakowie, chodziłem z założonymi różowymi okularami, a doświadczony aspekt, to fakt pochłaniania chwili i czerpania garściami z sytuacji ,jakby jutra nie było, bo są chwile i momenty. Nigdy się już nie wydarzą dwie takie same chwile. Ta sytuacja pozwoliła mi opuścić gardę i gdy na chwile przestałem czuć presję otoczenia, przestałem wymagać od siebie coraz więcej, zwolniłem czas, a wtedy wydarzyły się najcudowniejsze chwile, które pokazały mi ile mam do zaoferowania jeszcze ludziom, jakim jestem człowiekiem i że nie ma ideałów, że ja też jeszcze mogę się kiedyś zakochać, bo to cudowne uczucie, którego początkiem jest zauroczenie, daje inspiracje, wenę, natchnie...
Comments